(Łukasz Śmigiel) Śmiga siedem dni #1

Wracam do roboty po urlopie ojcowskim i zaczynam nadrabiać wszystkie zaległości. Na dobry początek startujemy z opowieścią o ciekawych odkryciach z ostatniego tygodnia. Zasada jest prosta... Głowę trzeba nieustannie napychać nowymi historiami, aby móc tworzyć własne. Śmignęło siedem dni... Oto co mogę Wam polecić.

Do oglądania:

Trzy tygodnie temu urodził mi się syn, Jakub. Jedno z jego codziennych karmień wypada między drugą, a trzecią w nocy, a ja odpowiadam za to, aby mu się po jedzonku przynajmniej trzy razy odbiło. Żeby w międzyczasie nie usnąć, oglądam na raty ulubione odcinki seriali. W zeszłym tygodniu zaliczyłem setny już raz oba odcinki „Mieczy Waylanda” (pamiętny „Robin z Sherwood”). 


Co porywa w tej historii? Grupa śmiałków, którzy niczym siedmiu wspaniałych, udaje się w daleką podróż, aby bronić wioskę przed przypominającymi demony najeźdźcami. Wątek zakonnic, które okazują się czcicielkami diabła, a kiedy zrzucą habity, widzimy, że są to ponętne dzierlatki z trwałą w stylu lat 90tych na głowie. Pierwszorzędna rola ich przywódczyni, Morgwyn z Ravenscar (wcieliła się w nią Rula Lenska, aktorka o polskich korzeniach), wreszcie – tytułowe miecze o tajemniczych nazwach, które odpowiadają imionom istot demonicznych ze słynnej księgi Lemegeton (Mniejszy Klucz Salomona). 


Podobno wykonanie jednego z filmowych mieczy, kosztowało w czasach pracy nad serialem ponad 800 funtów za sztukę! Co jeszcze dobrego?Znakomite sceny batalistyczne we wspomnianej wiosce – Nazir w mokrej masce na twarzy, schowany w kłębach dymu, z dwoma mieczami w rękach. Uroczy efekt przyzywanego Lucyfera (nagranie topionej woskowej figury, puszczone wstecz), czy wreszcie Robin skaczący z urwiska – mnie ta scena bardzo kojarzy się z Thorgalem w „Łucznikach” (zresztą, od dawna wydawało mi się, że Thorgal z Robinem granym przez Michaela Praeda mają wiele wspólnego). No i na koniec – odniesienie do opowieści o mitycznym kowalu Waylandzie (istnieje zresztą telewizyjny film, który nie ma nic wspólnego z Robinem o tytule „Miecze Waylanda”, a sama historia kowala może śmiało posłużyć za kanwę powieści). Kto nie widział „Robina z Sherwood', niech koniecznie nadrobi zaległości – szczególnie, że serial na DVD wypuścił w Polsce wydawca śp. magazynu grozy „Lśnienie”. A w związku z tym miłym wspominkowym akcentem zapraszam na...


KONKURS: Do wygrania unikat. Pierwszy numer czasopisma grozy „Lśnienie”, na którym uczyłem się jak ogarnąć obowiązki redaktora naczelnego. Co zrobić, aby go wygrać? Proszę napisać historyjkę o śmierci Robin Hooda na 3 tys. znaków i przesłać ją na mój mail: smigielautor@gmail.com (konwencja dowolna, termin nadsyłania prac: do północy 30 sierpnia, rozwiązanie konkursu: 2 września). Autorom najlepiej napisanych prac chętnie zaproponują współpracę.

Do poczytania

Skoro jesteśmy przy pisaniu. Swego czasu wymądrzałem się, że trzeba czytać przynajmniej jedno opowiadanie dziennie. Odkąd na świecie pojawił się mój syn, staram się czytać chociaż jedno opowiadanie tygodniowo... Kto nie wytrwał przy poprzednim postanowieniu, może teraz podjąć razem ze mną nieco prostsze wyzwanie: jeden tydzień – jedno przeczytane opowiadanie.

Moja ostatnia zdobycz: R. A. Lafferty „Dziewięćset prababek” - wspaniały, niezwykle pomysłowy tekst nieżyjącego już niestety pisarza, którego spadkobiercy ogłaszają, że chętnie oddadzą całą jego spuściznę (29 powieści i 225 opowiadań) za jedyne siedemdziesiąt tysięcy dolców! W tekście, o którym mowa, Dobromir Ceran – funkcjonariusz Służby Szczególnego Aspektu, bada obcą cywilizację, która nie znając śmierci, gromadzi wszystkich swoich przodków we własnych domostwach. A skoro tak – istnieje szansa, na znalezienie najstarszej babci, pierwszej z gatunku. Taką starowinkę można by zapytać o to, jak wszystko powstało? Jaki był początek? Kusząca wizja... Krótka historyjka, która znakomicie gra na nerwach wspomnianego Dobromira i trzymającego za niego kciuki, czytelnika. Opowiadanie znajdziecie w drugim tomie antologii „Rakietowe szlaki 2” (Solaris 2011).


Do posłuchania:

Na zdjęciu obok, pianista jazzowy, wokalista i autor piosenek – Jamie Cullum. Podobno najpopularniejszy muzyk jazzowy w historii Wielkiej Brytanii (rocznik 1979). Zawsze, gdy potrzebuję pozytywnej energii, sięgam po jego czwarty studyjny album „Catching Tales”. Co odpowiada za jego czaderskość? Po pierwsze, album pilotowany jest częściowo przez słynnych producentów: Pharela oraz Dana Nakamurę z „Gorillaz”, po drugie, znajdziecie na nim wspaniałą jazzowa przeróbkę Gershwina i po trzecie – wirtuozerię i łatwość w tworzeniu wspaniałych melodii, Cullum uzupełnia świetnymi, pełnymi storytellingu tekstami (Uwielbiam piosenki, które faktycznie opowiadają jakieś historię, a nie są jedynie zbiorem przypadkowych słów!). Singiel, od którego warto zacząć – Photograph, napisany przez samego Culluma, wkrótce po tym jak odnalazł w rodzinnym domu pudełka ze zdjęciami z dzieciństwa. Robi robotę.



Nad czym pracuję?

Tequila, Tequila i jeszcze raz Tequila... Powieść jest swego rodzaju postapokalitycznym westernem, a komiks to taka Jane z dżungli skrzyżowana z dziełami Verne'a. Dopieszczam także nową wersją mojego zbioru opowiadań „Demony”, który dopracowany i poszerzony chciałbym niedługo przypomnieć (aż strach pomyśleć, że ta książka lada chwila będzie miała pięć lat!). Przy okazji powstają oczywiście nowe opowiadania, ale o tym szerzej następnym razem. Na koniec października planujemy wydanie #9 numeru „Coś na Progu”, mocniej niż zwykle kłaniającego się grozie. Tematem przewodnim są super złoczyńcy i czarne charaktery (chętnych do współpracy prosimy o nadsyłanie propozycji tematów na artykuły: cosnaprogu@gmail.com). Kolejna nowość, o której będę jeszcze pisał, bo jako fan mam z tego ogrom radochy – po nocach ślęczę nad redakcjami absolutnie wyjątkowej biografii Stinga. Jedynej przez niego autoryzowanej, do której Mistrz napisał także wstęp. Książka nakładem Dobrych Historii ukaże się w połowie października, czyli niedługo po premierze pierwszego od dziesięciu lat, studyjnego albumu Stinga – The Last Ship (na dodatek dwupłytowego!).


A po godzinach...


Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam trenować. Nic mnie tak nie odpręża jak sensowna dawka wysiłku fizycznego. Nie wiesz co napisać w kolejnym akapicie? Dostajesz szału z logicznym błędem w fabule opowiadania? Nie łam się i śmigaj na drążek, albo zrób kilka pompek. W Twoich żyłach zaraz popłynie właściwa chemia, a w głowie mocno się rozjaśni. Chętnie wciągnę Was także w fizyczny aspekt pisania i na koniec każdego tygodnia doradzę, co można fajnie i skutecznie zrobić ze swoim cielskiem... Na początek trening z panią, która pokazuje co to jest kondycja... Ćwiczenia proste i dla każdego, wystarczy je tylko po niej powtarzać. Pewnie tak jak ja będziecie się zastanawiać - jakim cudem ona robi jeszcze jedną serię! Na szczęście na Youtube każdy film można pauzować :-) Powodzenia!

Łukasz Śmigiel

Komentarze

  1. Poważnie odbijacie syna 3 razy? To jest jakieś zalecenie? Bo moją córę odbijam raz i to też na zasadzie - przejdę się energicznie do kuchni i z powrotem, jak nie odbije to znaczy, że nie. Robin Hooda uwielbiam i łykam w każdej postaci. Każdą książkę, każdy film. Serial ROS natomiast kocham. Dla mnie to serial nr 3 w rankingu wszstkiego co widziałem. Ogladałem ze 100 razy, oglądam średnio raz na 2 lata. Uwielbiam! "Lśnienie #1" mam, sam pisać nie umiem, ale na opowiadania, o ile będziesz je gdzieś publikował, czekam, bo śmierć Robina to wydarzenie rzadkie w filmach i książkach, a strasznie lubię gdy tak się Robin kończy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Polecam książki z księgarni Legimi: Brad Stone - "Sklep, w którym kupisz wszystko. Jeff Bezos i era Amazona"

Polecam książki z księgarni Legimi: Arturo Perez-Reverte, "Ostatnia bitwa Templariusza".

Polecam książki z księgarni Legimi: Bożena Fabiani "Gawędy o sztuce" wiek XV-XVI