ROZWIĄZANIE KONKURSU O ŚMIERCI ROBINA...
ZWYCIĘSKIE OPOWIADANIE:
JAKUB SZYDŁOWSKI
(Redakcja: Ł.Ś. /Korekta: Renata Łukaszewska)
ŚMIERĆ ROBINA...
„WIELKI SUKCES LONDYSKIEJ
POLICJI!”
„BOGACI MOGĄ SPAĆ
SPOKOJNIE!”
„ROBERT DE RAINAULT
TRIUMFUJE!”
Były to tylko nieliczne nagłówki
z gazet, które ukazały się tamtego dnia. Komisarz de Rainault
siedział właśnie w swoim biurze przy ulicy Alder Street, a na jego
biurku leżał świeży egzemplarz miejskiego dziennika. Po
wieloletnich staraniach wreszcie udało mu się dopaść
rozsławianego przez brukowce Robin Hooda. Bezczelny bandyta od lat
terroryzował bogaczy, a de Rainault ścigał go po całej Anglii i
kiedy wreszcie udało mu się go dopaść, wcale się z tego nie
ucieszył. Człowiek w kapturze był już od dawna sztywny, kiedy go
znaleźli. Gębę miał całą w prochach, które upodobniły go po
śmierci do bałwana. Umarł od przedawkowania kokainy? To byłoby
zbyt proste! I de Rainault o tym wiedział. Ktoś dopadł tego dupka
przed nim i komisarz poprzysiągł sobie, że dowie się, kto to
taki.
Naburmuszony odchylił się w tył na
trzeszczącym fotelu i splatając ręce na karku zaczął się
zastanawiać, co tak naprawdę mogło się stać. Miał nadzieję, że
odpowiedzi udzieli mu szczegółowy raport z sekcji zwłok.
Drzwi do jego
gabinetu otworzyły się nagle i stanął w nich młody mężczyzna o
rudych włosach, ubrany w turkusowy sweter i czarne spodnie. Zielone
oczy niepewnie spoglądały na komisarza zza grubych szkieł w
rogowych oprawach. De Rainault domyślił się, że to nowy pomocnik
koronera.
- Czego? -
burknął, chcąc zademonstrować obojętność i opanowanie, ale
zupełnie mu to nie wyszło.
- Mam wyniki, o
które pan prosił. Sekcja zwłok tego... no wie pan – powiedział
chłopak, kładąc na biurku brązową teczkę. De Rainault nie
wytrzymał i ociężale rzucił się na dokumenty.
- Uganiałem się
za tym zuchwałym skurwielem przez tyle lat! – wrzasnął, szarpiąc
zapięcie od teczki. – Muszę wiedzieć, kto dopadł go przede mną!
Czytając
dokument, nagle znieruchomiał. Jego pulchne palce zacisnęły na
wydrukach, po czym powoli zmięły je w papierową kulę. Twarz
komisarza była czerwona ze złości.
- Kurwa! –
krzyknął i poderwał się z krzesła. Jego duży brzuch uderzył o
blat biurka.
- Kurwa, kurwa,
kurwa! To parszywe bydle śmieje się ze mnie nawet po śmierci!
Chichra mi się prosto w twarz!
Chłopak nie
wiedząc jak zareagować, zaczął się cofać w stronę drzwi. Nie
bardzo rozumiał powodu nagłego wybuchu komisarza. W końcu media
uznały go za bohatera, a mimo to komisarz Robert de Rainault
wściekał się jak szaleniec.
- Przez tę sprawę
straciłem żonę, rodzinny majątek, pieprzonego psa, a z córką
widuję się raz do roku, wypisując jej kolejne czeki. A wy co
stwierdzacie w raporcie? Że się kurwa zadławił?! Zadławił się
p-r-e-c-l-e-m!
Ostatnie słowa
komisarz wycedził przez zęby. Wziął zamach i cisnął papierową
kulą w stronę młodego mężczyzny, ale papier był zbyt lekki i
nie doleciał.
- Po-powiedz koronerowi, ż-że takie ekspertyzy
to może sobie w d-dupę wsadzić! I pomyśleć, że m-mamy XXI wiek,
J-jezu! - zaczął się jąkać, a w oczach stanęły mu
łzy.
Wreszcie, okręcił się na pięcie i wypadł z biura,
zostawiając za sobą oniemiałego chłopaka, który ledwie uchylił
się przed trzaskającymi drzwiami...
Podoba się Mi, dobre. Przez chwilę myślałem, że może wyskoczył przez okno. Jednak pozostaje ten niesmak bez odpowiedzi z pytania: dokąd pobiegł? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wujek S.